sobota, 29 stycznia 2011

Dom nocnych uciech i tańce w Diema . . .

09:00 - Przedostatni dzień rajdu zaczynamy z całkiem nieprzyzwoitym kacem.
Jak się okazało mieszkaliśmy w hotelu z tzw. Night clubem, tuż obok głównego wejścia było wejście do prawdziwego afrykańskiego klubu nocnego. Może i lepiej, że nie zauważyliśmy tego poprzedniej nocy...  kto wie gdzie kto by się dziś obudził i po czym miał dzisiejszego kaca... ;-) 



09:00 - Afrykańska pralnia.
System działa prosto i sprawnie. Tutaj w Kayes mieszkańcy wózkami z miasta zwożą brudną odzież, praczki i pracze nad rzeką czyszczą, odzież odwożona jest do właścicieli. Interes się kręci, każdy na tym trochę zarobi  a ekologia... z czegoś trzeba żyć... 





Przemek ruszył w plener z aparatem, zostawiliśmy go po jednej stronie mostu, odebraliśmy po godzinie z drugiej strony rzeki.

Kadry z Kayes





Lokalna reklama telefonii... ;-)  


14:30 - Mała wioska 40 kilometrów od naszej docelowej Diema. Zanim weszliśmy robić zdjęcia - musieliśmy zanieść dary dla wodza wioski. Sam wódz rozdawał potem te dary dzieląc po równo lub po równo według wodza ;-)








Zastanowiły nas tylko komórki na drzewie i radio ;) 



15:00 - Diema - reklamy operatora telefonii komórkowej. Wszystkie afrykańskie miejscowości które mijaliśmy oblepione były reklamami dwóch firm. Jednej telekomunikacyjnej i jednej oponiarskiej. Michelin jest synonimem zakładu wulkanizacyjnego jak dla nas np.: pampers oznacza pieluchę. 


15:10 - Pam Young, La Femme Anglais.


Tak naprawdę, cel rajdu właśnie został osiągnięty. Ciepło i moc kobiety po prawej, atmosfera tego co się tu wydarzyło potrafi zmienić postrzeganie dobra - rozszerzyć jego zakres. Na wezwanie tej skromnej kobiety uczestnicy rajdu przywieźli kilka samochodów z darami, w tym także wyładowanego po brzegi TIR'a. Warto było wieźć przybory szkolne, komputery przez niemalże 12000 kilometrów. Dla tego jednego spotkania. Dla tego co tu można było zobaczyć. 





Pudełek cała masa ;-) Wśród nich 1000 długopisów od firmy Senator - Dzięki Karolinie i Jej znajomym (Senator Polska nie dał się prosić - po jednym telefonie przysłali paczki!)  Zeszyty, linijki i wiele innych - Palestra sopocka pokazała klasę !!! 
4 Laptopy, dzięki wsparciu Moniki (wydała zgodę na odstąpienie laptopów) , Michałów (załatwili formalne sprawy) i Leszków (oprogramowali je)  Koszulki (wiele firm załatwiało je dla nas, podobnie jak smycze). 
Mydła i proszki do prania dzięki Barbarze i Arkowi 
I wiele innych! 


17:00 - Impreza w Diema. Ktoś mógłby pomyśleć, że rajd zakończył się gdzieś jeszcze w Dakarze i od tamtego miejsca rozpoczęło się pasmo imprez i popijawek. Niestety nie do końca jest to takie przyjemne, nadal codziennie mamy do pokonania całkiem spory dystans, mamy codziennie do zaliczenia kilka waypointów.









Panowie w smokingach, z naszej rajdowej drużyny "Final Journey"  otworzyli swoja trumnę i... wyciągnęli kupioną na trasie kozę... Przynajmniej deklarowali że była kupiona - nie potrącona.
Smakowała wyśmienicie! 




Było na prawdę orientalnie. Mamy mnóstwo filmów obrazujących to co się działo w wiosce. Poznaliśmy wiele osób, zobaczyliśmy kulturę Mali, przekazaną w najczystszej postaci… Niezapomniane chwile. Chyba nigdzie na trasie nie mieliśmy jak dotąd tyle czasu, swobody i możliwości na wymieszanie się z lokalną ludnością. Przyjaźnie nastawiona społeczność wioski nie miała oporów by z nami próbować porozmawiać, częstowaliśmy ich naszymi zapasami żywności i pozowaliśmy razem do zdjęć.